Gdy niedaleko zawyła policyjna syrena, zerwałem się na równe nogi (na ile pozwoliła wysokość namiotu). Usłyszałem że w sąsiednich namiotach też zaczął się ruch. Wyczołgałem się w sam raz, by zobaczyć samochód znikający za wzgórzem. Jeszcze raz zawyła syrena. „Latarkę! Dajcie latarkę” – krzyknąłem. Podał mi ją Paweł (a może Michał). „Hej!”- wrzasnąłem i skierowałem światło w stronę samochodu. Światła samochodu powoli wykręciły w naszą stronę. Za nim drugi. Pobiegłem w ich stronę. Wielki dżip i nieco mniejsza toyota; jeden cywilny, drugi policyjny z wielkimi bagażnikami na dachach. Nawet nie pamiętam, o co ich spytałem. A oni – pamiętam tylko – upewnili się, że to nas szukają. Oświetlili obozowisko. Wszyscy już wypełzli z namiotów i dobiegli do samochodów. „Macie wodę?” – spytała Ewa – to właściwie pierwsze, co zapamiętałem. „Mamy, mamy” – roześmieli się i jeden z naszych wybawicieli otworzył bagażnik i wyciągnął zgrzewkę wody. A potem drugą. Każdy złapał butelkę i pił. Czytaj dalej Morze Martwe