Idziemy jak burza

Ledwie, wydawałoby się, byliśmy w Bamako, a już znaki wskazują 150 km… Dzisiejszą sjestę spędzamy w Bougouni, a po południu skierujemy się w stronę Sikasso. Stamtąd już rzut beretem do Burkiny… O tym, jak wyrabialiśmy wizę Burkiny należy się osobna opowieść. Przyjdzie na nią pora, ale dziś chciałbym pokrótce opowiedzieć o ostatnich dwóch dniach – czyli pierwszych dniach drugiego etapu.

Pierwszą nockę od wyjazdu z Bamako spędziliśmy w pobliżu lotniska, to dlatego, że wyjechaliśmy tak późno – do 1630 wysyłaliśmy fotki (zdradzam, że warto będzie nabyć styczniowy numer BikeBoarda…) przez wyjatkowo oporny internet. Tu w Bougouni działa nader sprawnie w porównaniu z tym, jak działał tam. Dziwnie było, tak samotnie, pusto we dwoje. Ale powoli się przyzwyczajamy i zaczynamy doceniać. Bo idziemy jak burza. Wczoraj – 96 km, dziś do południa – 60. Pewnie dlatego, że wiatr nas pcha, ale trzeba też przyznać, że w dwie osoby łatwiej i szybciej nam się jedzie. Czy uczestnicy pierwszego etapu uwierzą, że o 7.15 rano już jesteśmy na drodze…?? Nieźle, nie?

Drugą nockę spaliśmy w krzakach przy drodze. Cały czas nam się wydawało, że ktoś wokół nas łązi. Wieczorem rzeczywiście jakiś facet próbował zmuszać do wysiłku opornego osła, krzycząc i tłukąc go kijem o kilkanaście metrów od naszego namiotu – ale chyba nie miał świadomości, że tam jesteśmy. Może wystraszyłby się nawet bardziej niż my? A później to już tylko standardowo – wiewórki, węże, czy co tam zwykle łazi po krzakach po nocy. A dodatkowo wiatr szumiał liśćmi. Słabo spaliśmy, tzn. Lu słabo spała, bo ja – jak zabity 🙂

I jeszcze nius. Mój telefon już działa. Mój ukochany niemiecki operator nie doliczył się kilkudziesięciu złotych sprzed dwóch miesięcy i wyłączył mi połączenia wychodzące, co w przypadku roamingu oznacza wyłączenie wszystkiego. Zapłaciłem, odblokowali i już sytuacja nie powinna się powtórzyć, bo teraz się wszystko ściąga z konta. Więc piszcie, proszę, smsy, żebyśmy wiedzieli, co się u Was dzieje. My też postaramy się częściej raportować, że żyjemy i gdzie jesteśmy.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *