Witamy w Burkinie

Znów przez kilka dni nie było z nami kontaktu. A przecież miało być tak pięknie! Natychmiast po przejechaniu granicy z Burkiną zakupiliśmy kartę sim i od pierwszego dnia próbowaliśmy wysyłać wiadomości. Niestety dostawaliśmy komunikat, że usługa jest zablokowana. Do przedwczoraj nie udało nam się rozwikłać tego problemu, pomimo że próbowaliśmy wkładać kartę do trzech różnych telefonów. Ale oto w Banforze przypadkiem napatoczył się pan z MobiTela, który powiedział, że naszą kartę trzeba zarejestrować. I uczynił to bezzwłocznie. Także teraz już powinno wszystko działać i należy się spodziewać, że co wieczór (ewentualnie co rano) dostaniecie komunikat o tym, gdzie jesteśmy i co robiliśmy przez cały dzień.

Pierwsze wrażenia z Burkiny opiszę za kilka dni, gdy wreszcie dojedziemy do Ouaga i osiądziemy na kilka dni w jednym miejscu. Teraz tylko tyle, że tuż po przekroczeniu granicy porzuciliśmy asfalt i przez dwa dni przedzieraliśmy się pięknymi, bocznymi drogami. No, drugiego dnia już tylko bocznymi, bo całe piękno gdzieś się zgubiło w piachach, które dość mocno utrudniały nam jazdę. Celem tego dwudniowego wypadu było obejrzenie po pierwsze malowniczych skał koło Sindou, a po drugie jeziora Tengrela, w którym mieszkają hipopotamy. Czy się udało – to już musicie zaczekać na pełną relację ze zdjęciami. W Ouagadougou, gdzie powinniśmy dotrzeć za mniej więcej tydzień, chcemy poprosić o gościnę polskich franciszkanów i z nimi spędzić święta. Na razie nie mogę się do nich dodzwonić, ale jestem dobrej myśli.

Tymczasem jesteśmy w Bobo Dioulasso. Wyspaliśmy się, zrobiliśmy pranie, naładowaliśmy baterie i zaraz ruszamy do miasta, by znaleźć internet i wysłać, co napisaliśmy. A przede wszystkim – żeby zobaczyć miasto, które jest główną atrakcją turystyczną Burkiny Faso, biednego, pechowego kraju, w którym naprawdę niewiele jest interesującego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *