Bobo

Jak zwykle, internet zabrał nam więcej czasu niż planowaliśmy i dopiero o czwartej opuszczamy Bobo i ruszamy w dalszą drogę. Po dziesięciu, może, kilometrach droga zaczyna piąć się ku górze. Wysokiej górze… Mozolna wspinaczka na szczyt, rekompensujący wysiłki zjazd i już dzień chyli się ku końcowi. Nabieramy wody w wiosce i miejsca na rozbicie obozu.

Dom Bobów

Bobo Dioulasso to drugie co do wielkości miasto Burkiny Faso i jej największy ośrodek turystyczny. Bo w przeciwieństwie do stolicy, która jest równie stara, zachowało się tu kilka wiekowych budynków. Nazwa znaczy „dom [plemion] Bobo i Dioula”, ale używa się wersji skróconej do pierwszych dwóch sylab, podobnie, jak nazwę stolicy skracają do „Ouaga”. Przyjechaliśmy do Bobo wczesnym popołudniem i spytaliśmy, czy możemy rozbić namioty przy katedrze katolickiej. Długo czekaliśmy na proboszcza, który, gdy w końcu przyszedł, wystrzelił nas do jakiegoś ośrodka na drugim końcu miasta. Ośrodek okazał się hotelem i wbrew zapewnieniom księdza nie pozwolono nam tam rozbić namiotów. Na szczęście było dormitorium, a nocleg kosztował nas 1500 fcfa od osoby (10 zł), czyli do przyjęcia. I tak najwyższa pora naładować baterie i zrobić pranie, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tyle tylko, że w międzyczasie zrobiło się ciemno, więc zwiedzanie miasta odłożyliśmy na następny ranek. Czytaj dalej Dom Bobów