Jak zwykle, internet zabrał nam więcej czasu niż planowaliśmy i dopiero o czwartej opuszczamy Bobo i ruszamy w dalszą drogę. Po dziesięciu, może, kilometrach droga zaczyna piąć się ku górze. Wysokiej górze… Mozolna wspinaczka na szczyt, rekompensujący wysiłki zjazd i już dzień chyli się ku końcowi. Nabieramy wody w wiosce i miejsca na rozbicie obozu.