W Ouagadougou zaczęła nam się zła passa. Historię z ekranem już znacie. Niestety to był dopiero początek problemów. Wyruszyliśmy zadowoleni i wypoczęci. „Ach, co to jest tysiąc kilometrów, pukniemy to w dwa tygodnie” – myślałem sobie, obliczając odległość dzielącą nas od Cotonou i upragnionego morza. Będzie łatwo i przyjemnie. Niestety, okazało się, że łatwo to było wcześniej. Poczynając od Ouagi zaczęliśmy regularnie łapać gumy. O ile dotąd w tej kategorii właściwie bezkonkurencyjnie prowadziła Lu, wyprzedzając mnie o trzy czy cztery kapcie, teraz zacząłem ją szybko doganiać. A Lu wcale nie chciała ustąpić. Jedna, a czasem dwie gumy dziennie stały się teraz normą.