Nowości z Cotonou

Od trzech czy czterech dni się nie meldowaliśmy, a to mianowicie dlatego, że ciągle się coś działo. Streszczam pokrótce. Dojechaliśmy do Ouidah, jednej z dwóch czy trzech głównych atrakcji Beninu, której chciałbym wkrótce poświęcić osobny tekścik. Mieliśmy zamiar spędzić tam dwie noce, a w niedzielę po południu wyjechać i drogę do Cotonou podzielić na dwa odcinki tak, by dotrzeć do niego w poniedziałek rano. Tyle że nie bardzo jest co dzielić, bo to tylko trzydzieści parę kilometrów. Ale wymarzyłem sobie, że jedną noc spędzimy na plaży i że będziemy się tam byczyć całe popołudnie. Znienacka ten plan uległ zmianie. W niedzielę w kościele moją uwagę przykuło dwóch facetów, którzy wyglądali mi podejrzanie słowiańsko. Podszedłem do nich po mszy.
– Czy nie jesteście czasem z Polski?


Bez pudła. Polacy, którzy przyjechali tu do Ouidah na festiwal tańca agogo. Ale nie to jest głównym celem ich podróży po Afryce. Przyjechali tu, ponieważ są zaangażowani w działalność fundacji Dzieci Afryki. Budują szkoły, prowadzą gabinety dentystyczne, działają głównie na rzecz dzieci w wielu krajach kontynentu. Dla nas to  nieocenione źródło informacji, ale przede wszystkim – możliwość spędzenia trochę czasu z Polakami i pogadania po polsku. Poszliśmy na szybkie piwo (chłopaki się akurat trochę spieszyli), podczas którego bez większego trudu namówili nas, byśmy zostali jeszcze jedną nockę w Ouidah.
Było rewelacyjnie. Nocowaliśmy z nimi w hotelu na plaży (to nawet lepsze niż to, cośmy sobie wcześniej planowali), byliśmy na festiwalowym koncercie, wypiliśmy kilka beninoises i pożarliśmy parę ananasów. Podzielili się z nami swą wiedzą o krajach, przez które planujemy jechać (w wyniku tej rozmowy z listy wyleciało Kongo, które pewnie i tak prędzej czy później by wyleciało). Opowiedzieli nam o działaniach fundacji, która sama w sobie nie jest związana z Kościołem, ale prowadzi swą (bardzo szeroką) działalność w Afryce w oparciu o polskich misjonarzy. Mogliśmy więc i my się odwdzięczyć  kontaktami do naszych franciszkanów z Sabou, może im się przydadzą.
A w poniedziałek rano przyjechaliśmy do Cotonou. Wjazd do miasta okropny, droga z Ouidah jeszcze bez asflatu, ale Chińczycy już się uwijają. A samo miasto duże i ruchliwe. Spotkaliśmy się z panią konsul honorową RP, byliśmy razem na kolacji, bardzo miło się nam rozmawiało, a pani konsul bardzo pomogła. Dziś mamy z kolei wizytę w ambasadzie Nigerii – dowiemy się, czy możemy przejechać ją rowerami, czy też musimy przelecieć lub opłynąć dookoła. Będziemy relacjonować na bieżąco.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *