Zebraliśmy się do wyjazdu. Do południa siedzieliśmy w hotelu, czekając, aż wyschnie pranie, pisząc na komputerze, przygotowując mejle do wysłania i obrabiając zdjęcia. Ja spędziłem dwie godziny w warsztacie ślusarskim po sąsiedzku, usiłując udrożnić zapchaną kuchenkę. Bez efektu niestety, co nas wprawia w nielada kłopot, bo może będziemy musieli tu kupić nową. Potem dwie godzinki w necie, a przed trzecią zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę – na razie w przeciwną stronę niż nasz dzisiejszy cel – Porto Novo – bo do ambasady Nigerii. Paszporty już czekały. Mamy wizę na miesiąc.