W południe wyjeżdżamy z Ibadanu, co jest okropnym doświadczeniem, bo miasto jest olbrzymie, gęsto zabudowane i panuje w nim wyjątkowy chaos. Później jedziemy drogą dwupasmową, ale ruch jest do zniesienia, męczy za to straszny upał. Udaje nam się przejechać zaledwie 50 km i już przychodzi pora szukania noclegu bo, ze względów bezpieczeństwa, trzeba opuszczać szlaki już po piątej. Tak nam doradzili miejscowi i trzymamy się tej zasady dosyć ściśle. Zjeżdzamy do maleńkiej, bardzo biednej wioski i rozbijamy tu obóz. Jest trochę dziwnie, bo między domami palą się znicze i głośno gra muzyka z radia.