Szybko dojeżdżamy do Otukpo, robimy zakupy i idziemy na jedzenie, chwila internetu i jedziemy dalej. Droga należy do bardzo bocznych, asfalt jest z początku niezły, ale po sjeście zrobił się gorszy, a po kolejnych kilku kilometrach zaczęły się jazdy. Gdy pokrzepialiśmy się piwkiem, zjawiają się smutni panowie z Immigration i dokonują kontroli dokumentów. Gdy jedziemy przez wioskę, lecą w naszym kierunku butelki – to pan wariat zdecydował się nas powitać. Na checkpoincie jest wyjąkowo niemiło – funkcjonariusze są aroganccy i agresywni. W końcu nas puszczają, ale cały czas kręcą się wojkół nas. Nie podoba się nam to wszystko. Szczerze mówiąc, napędzili nam stracha. Zjeżdżamy na noc do wioski i dzwonimy do naszych policjantów sprzed dwóch tygodni; próbujemy zorganizować eskortę na jutro.