Spodziewaliśmy się najgorszego i wcale nie mieliśmy ochoty opuszczać gościnnej RPA. Planowaliśmy, że część etapu przypadającą na ten kraj przejedziemy w dwa tygodnie. Moja choroba wydłużyła ten okres do trzech. Niestety Polakom wolno w RPA przebywać bez wizy nie więcej niż 30 dni, a my musimy sobie jeszcze zostawić kilka dni z tej puli na powrót na lotnisko. Także nie ma wyjścia, czas najwyższy przenieść się do Mozambiku. Wizy bez trudu zrobiliśmy w ciągu jednego przedpołudnia w konsulacie w Nelspruit.
Pierwsze wrażenie z Maputo było takie, że chcieliśmy uciekać. Tego miasta raczej się nie pokocha od pierwszego wejrzenia, zwłaszcza jeśli przyjechało się z RPA. Wielkie bloki wzdłuż ulic, obskurne i zaniedbane. Sporo śmieci, oczywiście nie tyle, co w Zachodniej Afryce, ale w porównaniu z wymuskanymi miasteczkami południowoafrykańskimi to już szokuje. Na dodatek zaczął właśnie padać deszcz.
Mimo wszystko postanowiliśmy jeden dzień tu zostać. Łamaną portugalszczyzną (mówimy po hiszpańsku i tylko zmieniamy „h” na „ż” itp.) dopytaliśmy o nocleg i zostaliśmy dokładnie poinstruowani – w regularnej siatce ulic trafiliśmy bez trudu do hostelu Fatima, gdzie zatrzymują się wszyscy backpackersi i inni tego sortu podróżnicy.Hostel mieści się przy ulicy Mao Tse Tunga, niedaleko Lenina. W Maputo (i innych miastach Mozambiku) uczczono bohaterów rewolucji z całego świata, nadając ich imiona ulicom i nie zmieniono ich po odejściu od komunizmu. Następnego ranka poszliśmy więc sobie na spacer ulicami Marksa i Engelsa i odkryliśmy zupełnie inne miasto niż wczoraj.
Maputo to, po Kapsztadzie, najładniejsze miasto, jakie widziałem w Afryce. Ślicznie położone na wysokiej skarpie nad brzegiem oceanu. Mnóstwo roślin – w przydomowych ogrodach, publicznych parkach, wzdłuż ulic. Uliczki miłe i przyjemne, zacienione, więc spaceruje się przyjemnie. No i przede wszystkim urocza architektura. Nie mówię w tej chwili o tych olbrzymich blokach, których widok tak mnie uderzył wczoraj, ale o ślicznych willach, budynkach publicznych – wszystko w stylu art deco – niejedne miasto w Europie mogłoby pozazdrościć takiej architektury. Widać, że Portugalczycy mieli tu więcej czasu na budowanie ładnych domów, niż Anglicy czy Francuzi w swoich koloniach – Mozambik dostał niepodległość dopiero w 1975 roku. Z Maputo wyjechało wówczas ok.150 tys. Portugalczyków, co świadczy o tym, jak dobrze się tu mieszkało. Sporo Portugalczyków zresztą zostało, dużo też wróciło, osiedlają się tu nawet teraz, bo w Portugalii kryzys, a tu nietrudno o pracę. W Mozambiku można też nieźle żyć z portugalską emeryturą.
Od momentu przekroczenia granicy zniknęły napięcia międzyrasowe, tak bardzo wyczuwalne w RPA. Portugalczycy i Hiszpanie nigdy nie mieli w swoich koloniach jakiegoś problemu na tym tle i mieszali się często z lokalną ludnością. W związku z czym mieszkańcy Mozambiku to prawdziwa Rainbow Nation (nie taka udawana jak w RPA, gdzie to czcza propaganda). Ludzie są super sympatyczni i pomocni. Ze wszystkimi można porozmawiać (oczywiście po portugalsku) i nie ma żadnej agresji. Naprawdę dobrze się tu czujemy. Atmosfera jest trochę taka jak była w Tanzanii, tyle że jednak dużo bardziej bogato.
Dobra, mógłbym jeszcze pisać,ale muszę kończyć i wysyłać. Jeszcze tylko fotka naszej pierwszej mozambickiej kolacji.