Już przedmieścia Isfahanu zrobiły na nas wrażenie. Po nocce na kozim pastwisku postanowiliśmy dojechać do pierwszego większego miasta, żeby tam zjeść śniadanie. Padło na miejscowość Shah in Shahr, do której musieliśmy zjechać z naszej autostrady. Ładne ulice i sklepy, kawiarnie i restauracje, a przede wszystkim mnóstwo zieleni wzdłuż ulic i wielkie, zadbane parki – takiego Iranu jeszcze nie widzieliśmy. W Komie i Kaszanie było raczej sucho, a roślinność rachityczna. Niestety, jak to w mieście, mało kto wstaje tu z kurami i nie udało nam się znaleźć otwartej kawiarni czy innego miejsca na śniadanie, więc zadowoliliśmy się serem, chlebem i dżemem zakupionym w sklepie, a zjedzonym w parku obok placu zabaw, na którym Basia mogła poszaleć. Małymi uliczkami przebijamy się w stronę miasta, ale i tak nie udaje nam się uniknąć kilkunastu kilometrów autostrady.
Kierujemy się od razu do jednego z hoteli wymienionych w przewodniku na tyle zachęcająco, że tylko dla przyzwoitości i porównania cen dopytujemy o ofertę kilku przybytków w bezpośredniej okolicy. Nie wiemy jeszcze, czy zostaniemy jedną noc, czy może dwie. Wyruszamy na zwiedzanie miasta, ale ja zaraz wracam, bo Baśka jest nieznośna i myślałem, że może pośpi (niestety nic z tego). Więc tylko wieczorem idę na główny plac historycznej części miasta, by poczuć jego atmosferę. Jest też fajny bazar, o stokroć lepszy od tego w Kaszanie, taki prawdziwy, bliskowschodni, jak były w Aleppo i Damaszku. Sklepione korytarze ciągną się kilometrami, a pomiędzy sklepami są wejścia do bocznych korytarzy, meczetów i na dziedzińce karawanserajów (hoteli). Widać, że tylko ta część tuż placu jest badziewnikiem dla turystów, a wszystko, co w głębi, jest najprawdziwszym sukiem dla mieszkańców.
Zorganizowane zwiedzanie zaczynamy rano i, jak się okazało, mamy szczęście, bo dziś jest dzień turysty czy jakieś tam inne święto i do muzeów wchodzi się za darmo. A bilety kosztują słono (20 zł), więc oszczędność to niemała. Zwiedzamy meczet piątkowy, największy w całym Iranie i chyba jeden z najciekawszych (budowany od XI wieku), a potem jeszcze dwa meczety przy głównym placu (z XVII): dla szacha i dla jego haremu. Te meczety są zupełnie inne od tego, do czego przywykliśmy w Syrii i Egipcie. Są bogato zdobione kolorowymi kafelkami i w tym przypominają tureckie, ale mają inną bryłę: niższe minarety (a często w ogóle ich brak) i kopuły w kształcie cebuli – jak z baśni 1001 nocy.
Na zwiedzaniu meczetów upłynął nam właściwie cały dzień, wieczorem jedziemy jeszcze taksówką do b. dzielnicy ormiańskiej za rzeką. Słyszeliśmy, że podobno od braci chrześcijan można tam kupić napoje wyskokowe, ale zamiast zapuszczonych domów i podrzędnych knajpek, gdzie pełno szemranych typów (tak sobie to po cichu wyobrażaliśmy) znaleźliśmy się w samym środku pełnej życia dzielnicy modnych restauracji, kawiarni i sklepów. Kto by był w Isfahanie, powinien koniecznie się tam wybrać, bo to klimat zupełnie inny od statycznych i dostojnych dzielnic na południe od rzeki. Na zakończenie oglądamy jeszcze jeden z historycznych mostów, który sprawia tym ciekawsze wrażenie, że łączy brzegi wyschniętej rzeki, po której dnie można przejść suchą stopą. Pewnie tylko wiosną się napełnia wodą, a wtedy widok musi być zupełnie inny.
Jako że Łucja musi skończyć jakieś zaległe zlecenia, które nad nią wiszą i wszystkim nam psują nastroje, decydujemy się zostać w Isfahanie jeszcze jeden dzień. Łucja spędza go przed komputerem, a my z Agą, Krisem i Basią wybieramy się na rowerową wycieczkę na obrzeża miasta, gdzie jest jeszcze kilka atrakcji. Ale o tym już kiedy indziej, bo musimy zaraz wyjeżdżać z Isfahanu.
Więcej ludzi w tych opowieściach!!! Irańczycy to najmilsi ludzie jakich spotkałam. Jak na Was reagują? Są Was ciekawi? Czy nikt nie miał zastrzeżeń do Waszej obyczajności? Nie dopytują kto jest kim dla kogo w Waszej wesołej gromadce? Czy Bania (która zaczyna przypominać mopa z fryzury) nie dziwi się chustom na głowie? Czy woli irańskie zjeżdżalnie niż te z Parku Ujazdowskiego?
Tu ciąg dalszy dobrej zmiany. Z ciekawostek: Iran dopuszcza aborcję, by ratować życie matki…
Czy możecie wziąć wizytówki jakichś fajnych (przyzwoitych) hoteli w Szirazie? Czy działa rezerwacja internetowa? Jakoś przegapiłem Wasz wyjazd, a potem straciłem kontakt