Jezioro Tyberiadzkie

Wczoraj nie za bardzo nam wyszło, ale dziś spróbujemy się sprężyć. Zaproponowałem, żeby od razu puknąć do Tyberiady, ale opór w kwestii śniadania był zbyt duży i musiałem ulec. Zjedliśmy na ławeczkach z widokiem na Jezioro Tyberiadzkie, naprawdę przyjemnie. Tyle że się nieco przeciągnęło, więc w rezultacie gdy dojechaliśmy do Tyberiady (z jednym krótkim przystankiem w Yardenit, który protestanci uważają za miejsce chrztu Jezusa), było już późno. Stanęliśmy przy źródłach przed miastem. Spodziewaliśmy się wszyscy czegoś podobnego do wczorajszego Ein David, ale niestety okazało się, że to tylko małe sadzawki w parku, z gorącą, siarkową wodą. Fajne, ale nie to, czegośmy oczekiwali. Nastąpił foch Łucji – że ona chciała się wykąpać w jeziorze i że bez sensu było spać w bananach. Zbierało się na niego już od rana i teraz była kulminacja. Na szczęście dość szybko minął – po spacerze po bulwarze nad Genezaretem i zwiedzeniu prawosławnego klasztoru w Tyberiadzie.Preview

Yardenit. Heretycy mówią, że tu Jan ochrzcił Jezusa.

Preview

Biznes się kręci

Preview

Bulwar nad jeziorem w Tyberiadzie

I znów historia się powtórzyła – mieliśmy przeczekać upał nad jeziorem, odpoczywając i mocząc się w wodzie, a wyszło jak zwykle, czyli jazda w największy upał. Wprawdzie, jadąc wzdłuż jeziora, cały czas szukamy kąpieliska, ale na razie nic nie ma. Snując się jak smród za wojskiem dowlekliśmy się najpierw do Ginnosar, gdzie jest muzeum łodzi – odkopana świetnie zachowana łódź z czasów Chrystusa – niestety nieobjęte naszym biletem, a cena skutecznie zniechęciła nas do wejścia. Dalej – do Tabghi, gdzie znajduje się niebrzydki, choć zupełnie nowy kościółek w miejscu rozmnożenia chleba i ryb. O zaplanowanej wspinaczce na Górę Błogosławieństw już nawet nikomu nie wspominałem. Wszyscy są zmęczeni i wściekli. Ten upał – a właściwie duchota – naprawdę wykańcza. A przejechaliśmy dziś dopiero 26 km! Ostatnimi siłami dowlekliśmy się jeszcze dwa kilometry do plaży przy restauracji. Miejsce jest raczej mało fajne, więc Wiesiek i Michał stwierdzają zaraz, że oni nie chcą tu zostać i jadą dalej do Kafarnaum. Ja w sumie też bym chętnie pojechał, ale baby chcą zostać, więc już z nimi zostanę. Restauracja bardzo droga – tzn. ceny jak w Europie Zachodniej. Aga z Efcią kupują sobie rybkę na spółkę, Paweł też coś tam wcina, a my z Łucją poprzestajemy na własnych zapasach. Potem sjesta, kąpiel w jeziorze, odpoczynek, a wkrótce wracają chłopaki i trzeba się zwinąć i ruszyć w drogę, bo robi się późno. A przecież wszystko miało być zupełnie inaczej…

Preview

Przystanek dla złapania oddechu

Ruszamy. Po drodze jeszcze guma. Moja. Wracamy do Tabghi i powoli zaczynamy się wspinać drogą za drogowskazami na Safed. Jedna serpentyna przechodzi w drugą, ale powoli się wciągamy, nawet sprawniej niż myślałem. Przekraczamy poziom morza, podnosimy się na 100, 200 metrów. Na dużym skrzyżowaniu tankujemy wodę i jedziemy jeszcze kawałek (na moją wielką prośbę) drogą szybkiego ruchu. Pomimo długich poszukiwań nie znajdujemy fajnego miejsca na nocleg, rozbijamy obóz na chodniku przy bocznej drodze, koło jakiejś szkoły. Przy kolacji zajrzał do nas ciekawski lis, a w zasypianiu przeszkadzały przejeżdżające co jakiś czas wielkie ciężarówki, widocznie niedaleko jest jakaś fabryka czy magazyn. Naprawdę słaba miejscówka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *