Do wyjazdu zostało już mniej niż dwa miesiące. To chyba najwyższy czas, by zacząć pisać o przygotowaniach do wyprawy. Prawdę mówiąc, zbieram się z tym już od jakiegoś czasu, ale jakoś mi na razie nie wychodzi. Większość czasu pochłania obecnie kontaktowanie się z potencjalnymi sponsorami wyprawy. Co z tych kontaktów wynikło – sza! na razie nie moge zdradzić.
Będę się starał raz, może dwa razy w tygodniu napisać tu coś. Zobaczymy, jak mi pójdzie. Na pewno nie będzie to w żaden sposób uporządkowane, raczej luźne myśli.
Zacznę może od tego, że wczoraj Dominik Szmajda mnie nieco zniechęcił (ta cisza w słuchawce była naprawdę wymowna) do przejazdu przez RŚA. Spojrzałem więc na mapę, szukając alternatywnej drogi przez Kongo. Wygląda to słabo, trzeba by naprawdę sporo nadłożyć. No to spojrzałem ponownie na RŚA – „Taki kawałek z Garoula Boulai do Bangui to chyba jakoś pukniemy, nie rzucając się w oczy łapówkarskim patrolom”. Zaznaczyłem na mapie – wyszło… 581 km 🙂 Chyba przez ostatnie dwa lata troszkę zapomniałem, o jakiej skali trzeba mysleć, mając przed oczyma mapę Afryki…
Ściągnąłem mapy Afryki na GPSa. Zaznaczyłem troszkę większy zasięg, niż by to wynikało z naszej trasy. Wziąłem na przykład mapy pn. Mali – tzw. Azaouad – do którego się z przyczyn politycznych nie wybieramy, ale jeśli by nas islamiści porwali, przynajmniej będziemy wiedzieli dokąd. O ile oczywiście nie odbiorą nam od razu GPSa.
Za kilka dni zabiorę się za przygotowywanie trasy. Kawałek po kawałku trzeba będzie na mapach pooznaczać miejsca z przewodników, z gugla, z wikipedii, z relacji innych osób, które pokonały przed nami tę trasę różnymi środkami lokomocji, geokesze (jeśli jakieś są). A potem po prostu linią połączyć kropki na mapie 🙂