Nowe umiejętności

Cóż, kto mnie zna, wie, że mam raczej dwie lewe, niż dwie prawe ręce… Technika nie jest moją najmocniejszą stroną, ale (na ogół) mam jednak świadomość, że nie należy problemów zaniedbać. Więc gdy rano odkryłem, że nie dwie, ale pięć szprych mam pękniętych w tylnym kole, uznałem, że nie można czekać aż do Cotonou z naprawą, do czasu, gdy przyjdą z Polski nowe przerzutki i będzie można wymienić hurtowo – przerzutkę, kasetę i łańcuch. Zdjęcie kasety i wymiana szprych pomimo solidnej podbudowy teoretycznej zajęła mi dwie godziny, zwłaszcza że zabrakło klucza do szprych w stosownym rozmiarze. Na szczęście w wiosce znalazł się warsztat i druh chłopiec, który (choć w życiu nie widział na oczy kasety) był w stanie przysłużyć się sprawie swym wrodzonym (częściowo również nabytym) zmysłem technicznym. Teraz mam wszystkie szprychy i niestraszne mi górki, dołki i coraz bardziej strome podjazdy, jak też okropne dziury w asfalcie, które się w Prekete zaczęły.

Ze względu na naprawę zrobiliśmy zaledwie 55 km i to 4 „w miejscu”, tj. cofnięcie się do najbliższego maisteczka i nadrobienie straconej drogi. Ale to był miły dzień – spotkaliśmy parę Amerykanów, którzy są tu wolonatriuszami (od półtora roku – bohaterowie!), i miło z nimi pogawędziliśmy przy piwku. A po południu droga zaczęła się wypłaszczać. Wygląda na to, że powoli zbliżamy się do morza. Ach, już nie możemy się doczekać.

W nocy szumy i trzaski przeszkadzały spać. Oby to były tylko węże, a nie człowieki… (albo, co gorsza…, – widzieliście „Wiedźmę wojny”? Nie byłoby miło spotkać takich gości koło namiotu :/ )

W nocy wystraszyli nasz kłusownicy (?!) grasujący koło obozu. Łucja jest już zdrowa, więc od rana dzielnie pokonuje kolejne pagórki. Miasto Basila, w którym zatrzymaliśmy się na zakupy, mocno na rozczarowało; nie udało się zakupić ani kawy, ani dżemu. Nie mamy już nic na śniadania, więc wciskamy pedały, by czym prędzej dotrzeć nad morze, do naszej Ziemi Obiecanej. Tym bardziej, że wczorajsza kolacja z suszonych rybek, nie za bardzo przypadła nam do gustu. Na szczęście mamy turrón, który trzymam na święto.