Zebraliśmy się do wyjazdu. Do południa siedzieliśmy w hotelu, czekając, aż wyschnie pranie, pisząc na komputerze, przygotowując mejle do wysłania i obrabiając zdjęcia. Ja spędziłem dwie godziny w warsztacie ślusarskim po sąsiedzku, usiłując udrożnić zapchaną kuchenkę. Bez efektu niestety, co nas wprawia w nielada kłopot, bo może będziemy musieli tu kupić nową. Potem dwie godzinki w necie, a przed trzecią zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę – na razie w przeciwną stronę niż nasz dzisiejszy cel – Porto Novo – bo do ambasady Nigerii. Paszporty już czekały. Mamy wizę na miesiąc.
Wiadomo, że Nigeria nie należy do najbezpieczniejszych państwa świata, więc podjęliśmy pewne kroki, by zapewnić sobie chociaż w minimalnym stopniu więcej bezpieczeństwa. Powiadomiliśmy polski konsulat w Abudży o naszym przejeździe przez kraj. Tak jak dotąd będziemy każdego wieczoru wysyłać Wam informację, co robiliśmy danego dnia i gdzie nocujemy (wraz z dokładnym namiarem GPS). W Nigerii będziemy starali się to robić z dużo większą regularnością i rzetelnością, więc jeśli taka informacja się któregoś dnia nie pojawi, niech to będzie dla Was pierwszym sygnałem alarmowym (tylko rozsądnie, weźcie pod uwagę, że może po prostu gdzieś nie być zasięgu…).
Z ambasady nigeryjskiej już tylko dwa kroki na lotnisko. Jedziemy tam, bo jest szansa, że uda nam się odebrać paczkę z przerzutkami, która miała iść cztery dni, a już idzie, dzięki Bogu, chyba z osiem. Po drodze znajdujemy duży supermarket. Nazywa się Erevan – ciekawe, do kogo należy… W Erewanie, chodząc pomiędzy półeczkami, z których wybraliśmy tylko puszkę piwa i butelkę jogurtu (na to nas było stać), spotkaliśmy Polkę.
– No to może zostaniecie jeszcze dzień? – powiedziała, gdy dowiedziała się o naszej podróży, i zaprosiła nas do siebie.
Daliśmy się namówić, tym bardziej, że jak się okazało po godzinnym oczekiwaniu na lotniskowej poczcie, paczka jeszcze nie przyszła. I tak trafiliśmy do domu Małgosi, gdzie zostaliśmy przyjęci po królewsku. Tym samym wyjazd do Porto Novo został przełożony o pół dnia.
A na koniec jeszcze małe porównanie dotychczas przejechanej trasy z odległościami w Europie. Przejechaliśmy dotąd ponad 3,5 tysiąca kilometrów. To tyle co z Warszawy do Lizbony.