Łezka w oku

Lecimy Ethiopian Airlines. To nie najtańsza opcja, ale doprawdy nie mieliśmy najmniejszej ochoty przesiadać się w Lagos. Tamtejsze lotnisko nie ma strefy tranzytowej, trzeba normalnie przejść przez odprawę paszportową, odebrać bagaż i nadać go ponownie. Wyszukaliśmy w internecie informację, że komuś tam udało się to zrobić bez wizy, ale Kris zadzwonił do ambasady naszego ulubionego kraju w Warszawie i dowiedział się, że wiza tranzytowa jest potrzebna. Czytaj dalej Łezka w oku

Gromadka ojca Darka

No i wreszcie, po dwutygodniowym przedzieraniu się przez dzicz  docieramy do Yaounde, wymarzonej cywilizacji. Mimo zmęczenia nie planujemy zatrzymywać się tu na dłużej. Dzień, dwa i ruszamy dalej – do Duali. Tam mamy dogadany nocleg u dwojga Amerykanów złapanych na coachsurfingu. Tu w Yaounde jesteśmy natomiast umówieni, że możemy nocować w bibliotece (dzięki afrykańskim znajomościom Zuzy z Lille). Jak to wyjdzie – nie wiemy, trochę się obawiamy, zwłaszcza że do 9 wieczorem siedzą tam ludzie i dopiero potem moglibyśmy się rozłożyć. No, zobaczymy wieczorem. Czytaj dalej Gromadka ojca Darka

Spinamy się, żeby zrobić dziś 95 km i dotrzeć do Bafii, gdzie mieszka polska zakonnica. Na szczęście droga jest głównie w dół, wiatr w plecy, a chmury tłumią prażące słońce, więc jedzie się świetnie. Docieramy całkiem wcześnie do miasta, ale okazuje się, że siostra została przeniesiona do Konga. Noc spędzamy przy kosciele.