Jeśli myśleliśmy, że widzieliśmy złą drogę, to byliśmy w błędzie. Dziś jedziemy drogą prawdziwie koszmarną – najgorszą, jaką nam przyszło jechać w Afryce: piach, koleiny, wąwozy, strumienie. Każde z nas zalicza po kilka upadków. Miejscami trzeba prowadzić rowery. W tych warunkach, przed południem udaje się nam zrobić około 30 km. Powtórne pojawienie się asfaltu świetujemy piwkiem i colą w miejsu, o uroczej nazwie Nasarawa. Zatrzymujemy się tu na jedzenie i sjestę, robimy zakupy, a po południu udaje się nam puknąć jeszcze 30 km. Okoliczności nam sprzyjają – asfalt jest wyjątkowo równy, a droga pusta (wszak to niedziela), za to wieczorem zaczynają się trudności ze zdobyciem wody. Śpimy dziś koło szpitala.