Droga do Mandalaj

Nasza podroz zaczynamy w Mandalaj, duzym miescie w srodkowym biegu Irrawady, niegdys krolewskiej stolicy Birmy. Ale o tym pewnie w nastepnym wpisie. Na razie kilka slow o naszej drodze do Mandalaj.
Lata tu malo co, wiec trzeba sie przzesiadac. Jak wiecie, udalo nam sie kupic wzglednie tanie bilety do Bangkoku.
Wylatujemy w niedziele po poludniu, to nie do konca zgodne z wyznawana przeze mnie zasada, ze urlop powinien zostac wykorzystany od pierwszego dnia do ostatniego. Ale tak sie zlozylo, ze wylot w niedziele byl po prostu sporo tanszy od piatkowego. A druga zasada mowi: nie przeplacaj. A skoro juz tak sie zlozylo, to powzzialem mocne postanowienie, ze tym razem nic nie bedzie na ostatnia chwile. W pracy wszystko pozamykamy z duzym wyprzedzeniem, spakujemy sie kilka dni wczesniej i zostanie nam wolna sobota i niedziela. W sam raz musze przyciac winogrona na dzialce.
Z wczesiejszego pakowania niewiele wyszlo. Lucja sabotuje plan i nie przygotowuje swoich rzeczy, bo wieczorami jest zmeczooooona. Co moglem, to spakowalem sam, rozkrecilem rowery i – co robic – czekam. W piatek musialem zostac troche dluzej w kopalni, zeby skonczyc poradnik o rurach, a Lucja miala odebrac Baske ze zlobka. Ale kolo czwartej zadzwonila, czy jednak nie molbym ja jej odebrac. Dobra. Poradnik skoncze w domu, a wazne, zeby Lucja nie musiala isc w sobote do pracy. Wrocila niedlugo po mnie – nie skonczyla. Pojdzie w sobote rano, dziś przygotuje rzeczy, a ja nas jutro spakuję… Ale tu wkroczyla Basia, ktora ddoskonale wyczula, ze nam zalezy, zeby grzecznie zasnela. Udalo sie dopiero po polnocy, a wtedy juz Lucja nie miala sily sie pakowac.
Zrobila to w sobote. O trzeciej po poludniu. Na czwarta jechaliśmy na urodziny, potem na drugie.
W niedzielę rano Lucja poszła do pracy,a ja się zabrałem za pakowanie sprzątanie itp. Na szczęście Basia poszła spać.
Od 12.30 mniej więcej zaczęli się schodzić goście żegnający i członkowie asysty honorowej na lotnisko. Wszystko już było przygotowane,więc w sumie bez nerwów, ale niestety z wolnego likendu nici. Chwilę po trzeciej byliśmy na lotnisku. Ustawiliśmy się w kolejce do odprawy i wtedy się okazało że odlot jest 1605 a nie 1645. Taka niespodzianka.
Ale zdążyliśmy bez problemu. I w Kijowie też na spokojnie. Tyle tylko że mamy straszne ilości bagażu. Rowery i część rzeczy poszły do luku, a reszta w sakwach jako podręczny. Ciężkie jak cholera i wyjątkowo mało wygodne do noszenia. Do tego wielka (i ciężka) torba z „rzeczami Basi” i jeszcze torba, której miało nie być, do której Lucja wyrzuciła to co jej się jeszcze przypomniało,a już się nie zmieściło. No i wózek -przyczepa wypełniony kocykami,pieluchami itp.
Nocka w samolocie ok. Polecam podróżowanie z małym dzieckiem – dostaje się miejsce w pierwszym rzędzie, gdzie jest naprawdę dużo miejsca na nogi (tam postawiliśmy nasze dwie dodatkowe torby). Wielki pan Litwin siedzący za nami musiał się złożyć na pół, żeby się zmieścić w swoim fotelu.
A propos pana Litwina-ukraińskie linie lotnicze nie podają alkoholu, tylko oferują sprzedaż po cenach dość wygórowanych. Wygląda na to że większość pasażerów była gotowa na tę niedogodność. Pijaństwo zaczęło się już podczas lotu do Kijowa, a potem się już tylko rozkręcało. Najbardziej mi się podobało że stiuardesy nie próbowały oponować , tylko grzecznie zbieraly puszki i butelki. Muszę powiedzieć, że trochę zazdrościłem współpasazerom takiego fajnego lotu.
W Bkk mamy ok.doby, ale lecimy z innego lotniska. Rozwiązalismy to tak, że pojechaliśmy na nie od razu po przylocie darmowym autobusem, zostawiliśmy nasze bagaże w przechowalni i pociągiem pojechaliśmy do centrum, gdzie przy samym dworcu mieliśmy hotel. Ale byliśmy na tyle zmęczeni tymi przejściami,że tylko wieczorem poszliśmy sobie na spacer i jedzenie do Chinatown. Rano do pociągu, na lotnisko, odebrać bagaże,odprawić się, schować cześć rzeczy, żeby nam nie kazali zapłacić za nadmiar podręcznego (co się zarazem udało i nie, tzn.nie udało się schować,ale udało się nie zapłacić) i już siedzimy w samolocie.
Dopiero dolatując do Mandalaj, zorientowałem się, że lecimy na jakieś inne lotnisko. I że jest jakieś 40 km od miasta. Więc plan złożenia rowerów na lotnisku i pojechania na nich do hotelu się nie udał. Zapłaciliśmy grzecznie jak wszyscy inni po ok.3$ i dotarliśmy do hotelu taksówką.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *