Archiwum kategorii: Birma

Rangun

Rangun – co za nazwa! Ile skojarzeń niesie. Niestety w większości śmierdzących na kilometr kolonializmem, ale wszyscy czytelnicy tego bloga wiedzą, że do czasów kolonialnych mam stosunek dwojaki – potępiam, ale jednak też trochę podziwiam. Mit odkrywania i podbijanianajodleglejszych kawałków świata w imię pięknych idei to przeniesienie do XIX wieku etosu rycerskiego. Dzielność, odwaga, przygoda. Wszystko napędzane ideami, które Livingstone określił jako trzy „C”: civilisation, christianity, commerce. A że w rezultacie były to trzy „W” – wyzysk, wyzysk i wyzysk – to już inna sprawa. Czytaj dalej Rangun

Birmańska Wenecja zaliczona, czyli o wszelakich „must see”

Ach, te wszystkie relacje na stronach i blogach… Te uduchowione opisy i zachwyty… Jakie to cudowne miejsce, jedyne w swoim rodzaju, nieskażone jeszcze masową turystyką. Jakie wschody słońca. A zachody jeszcze piękniejsze. Ci rybacy wiosłujący nogami. Te kobiety z długimi szyjami. I jeszcze te tkające płótno z lotusowych włókien jak przed stuleciami. Wszystko to prawda, ale może 10 lat temu. Dziś jezioro Inle upodobniło się do setek innych podobnych rezerwatów czy, jak kto woli, skansenów na świecie, a zwłaszcza w trzecim świecie. Etiopia, Burkina, Tajlandia… Czytaj dalej Birmańska Wenecja zaliczona, czyli o wszelakich „must see”

Etap górski

Poranek w Kalaw nie należał do przyjemnych. Wprawdzie o świcie przywitało nas piękne słońce, ale.wkrótce skryło się za grubą warstwą mgły. Poranek spędziliśmy na targu i dopiero koło 11 wyruszyliśmy w góry. Celem jest jezioro Inle, owiane opowieściami turystów, określane mianem birmańskiej Wenecji. Trekking z Kalaw nad Inle jest.dużą atrakcją. Większość podróżnych korzysta z usług którejś z licznych agencji turystycznych w Kalaw i na pewno robi słusznie, bo tylko znając dobrze okolicę, można trafić w najciekawsze miejsca. Niemniej jednak my wybieramy się w góry sami. Teraz, poniewczasie, myślę, że może to był błąd. Bo chociaż udał nam.się ten etap górski, to jednak z przewodnikiem mogło być po prostu ciekawiej. Są firmy organizujące wycieczki rowerowe po tych górach, ceny nie są aż tak wysokie, a koszty obejmują m.in. transport bagaży, więc może byśmy się tak nie schetali. Czytaj dalej Etap górski

Sześć godzin w pralce

Thazi to maleńka mieścina w centralnej części Birmy, położona w cieniu dużo większej Miktili. Taka dość długa ulicówka z posterunkiem policji, tagiem, kilkoma sklepami i garkuchniami oraz trzema hotelami dla obcokrajowców. Bo Thazi jest węzłową stacją kolejową. Przyjeżdżają tu pociągi z pd. (Rangunu) i polnocy (Mandalaj), zachodu (Miktila) i wschodu (góry). Nas interesuje ten ostatni kierunek. Nie bardzo mamy czas i siły, i ochotę wspinać się po krętych drogach pośród ciężarówek. Postanowiliśmy wyjechać na górę pociągiem i potem zmierzyć się z grawitacją już na miejscu. Z Thazi do Kalaw jadą dwa pociągi: o 5 i o 7 rano. Podobno późniejszy jest szybszy, docierają na miejsce w krótkim odstępie czasu,  a kosztują tyle samo: 1800 kyatów czyli ok. 6 zł. Czytaj dalej Sześć godzin w pralce