Archiwum kategorii: Iran

Wyprawa rowerowa we wrześniu i październiku 2016

I znów przez góry


Po całym dniu jazdy wzdłuż autostrady wszyscy mieli jej tak dość, że nawet Aga bez większych problemów dała się namówić na odcinek górski. Zastrzegła tylko, że w razie czego będzie podjeżdżać stopem. Początek etapu jest na poziomie ok. 2000 mnpm, więc nie spodziewaliśmy się poważnych podjazdów. Zaraz za Abadeh skręciliśmy w boczną drogę i zupełnie przypadkiem trafiliśmy do nieopisanej w przewodnikach miejscowości Chenar. Zaciekawiło nas, że pod tabliczką z nazwą miasteczka było napisane „tourist town” (czy jakoś tak). Pokręciliśmy się chwilę po uliczkach, oglądając resztki domów z gliny i jakichś zamków albo innych budowli (niestety nie ma żadnych tablic informacyjnych). Już mieliśmy odjeżdżać, kiedy objawił się pan na motorze i pokazał, że po drugiej stronie drogi też są ciekawe miejsca. Pojechaliśmy za nim, by obejrzeć całkiem dobrze zachowane, malownicze ruiny bram i seraju. Całkiem ciekawe tourist town, a na dodatek zupełnie nieznane autorom przewodników i (może właśnie dlatego)  za darmo. Czytaj dalej I znów przez góry

Ku Szirazowi. Najpierw po płaskim…


Wyjazd z Isfahanu mocno nam się dał we znaki. Było pod górę, a potem po autostradzie, co obejmuje także przeskakiwanie przez zjazdy, gdy akurat przez kilka sekund nic nie jedzie. Próbujemy wybierać mniejsze drogi i nawet częściowo nam się to na tym odcinku udało, bo do Szahrezy ruch bardzo niewielki a droga dobra. Tyle tylko, że o fajne noclegi niełatwo. Pierwszą nockę spędzamy w wykopie, którym biegnie linia energetyczna (pocieszamy się, że to prawie Grand Canyon),  kolejną pośrodku gruzowiska na pasie zieleni (haha!) między nitkami autostrady (oddalonym w tym miejscu od siebie o dobry kilometr). Czytaj dalej Ku Szirazowi. Najpierw po płaskim…

Jeszcze o atrakcjach Isfahanu

Korzystając z dodatkowego dnia w Isfahanie postanowiliśmy wybrać się na poszukiwanie mniej znanych i oczywistych atrakcji tego miasta. Łucja została w domu, żeby pracować, a my wyruszyliśmy na wycieczkę rowerową. Na lekko, bez sakw to zupełnie inna jazda. Śmigamy sobie bocznymi uliczkami, korzystając z dokładnej mapy na GPS. Dzięki temu nie musimy jechać po głównych ulicach, na których ruch bywa duży. Pierwszy cel to zaratustriańska świątynia ognia. Brzmi nieźle, prawda? Czytaj dalej Jeszcze o atrakcjach Isfahanu

Isfahan

Już przedmieścia Isfahanu zrobiły na nas wrażenie. Po nocce na kozim pastwisku postanowiliśmy dojechać do pierwszego większego miasta, żeby tam zjeść śniadanie. Padło na miejscowość Shah in Shahr, do której musieliśmy zjechać z naszej autostrady. Ładne ulice i sklepy, kawiarnie i restauracje, a przede wszystkim mnóstwo zieleni wzdłuż ulic i wielkie, zadbane parki – takiego Iranu jeszcze nie widzieliśmy. W Komie i Kaszanie było raczej sucho, a roślinność rachityczna. Niestety, jak to w mieście, mało kto wstaje tu z kurami i nie udało nam się znaleźć otwartej kawiarni czy innego miejsca na śniadanie, więc zadowoliliśmy się serem, chlebem i dżemem zakupionym w sklepie,  a zjedzonym w parku obok placu zabaw, na którym Basia mogła poszaleć. Małymi uliczkami przebijamy się w stronę miasta, ale i tak nie udaje nam się uniknąć kilkunastu kilometrów autostrady. Czytaj dalej Isfahan

Przez Zagros

Wyjazd z Kaszanu na wariackich papierach, bo jeszcze oglądamy jakiś ogród, niby wpisany na listę UNESCO razem z kilkoma innymi ogrodami w Iranie . A w ogóle Persja kiedyś z ogrodów słynęła i to tu powstał tradycyjny układ ogrodu z sadzawką (fontanną) pośrodku i czterema „rzekami”, które z niej wypływają w cztery strony świata i dzielą przestrzeń na cztery części. Ten układ naśladujący Raj (rzeki wspomniane w Genesis) ma głęboką symbolikę. Dzięki Arabom sztuka ich projektowania została wyeksponowana dalej w świat, więc jeśli ktoś zwiedza ogrody w Alhambrze, to powinien mieć świadomość, że ich idea powstała tysiąc lat wcześniej i parę tysięcy kilometrów na wschód od Andaluzji. Trzeba jednak przyznać, że ogród w Kaszanie nie jest jakiś fenomenalny, ot, kilka drzew, przyjemne miejsce, jeśli spojrzeć na otaczającą pustynię. Spacer zajął nam nie więcej niż pół godziny, a kosztowała ta przyjemność ponad 20 zł. Można sobie odpuścić. Czytaj dalej Przez Zagros

W Kaszanie

Wyruszamy z Komu dopiero po południu. Zadanie pierwsze: przecisnąć się przez uliczki medyny, z których połowa jest zamknięta dla ruchu z powodu święta (tego dnia Mahomet okazał ludowi pierwszego imama), a na drugiej połowie ścisk większy niż zwykle. Ale wyjazd z miasta nie najgorszy, najwyraźniej na tym odcinku ciężarówki mogą już jeździć autostradą  i na naszej drodze prawie pusto. Okolica pustynna; gdy robi się wieczór, mamy kłopot ze zdobyciem wody. Rozbijamy się pośrodku pustyni w przyjemnym wadi niedaleko torów kolejowych. Poza kilkoma przejeżdżającymi pociągami cisza kompletna.  Czytaj dalej W Kaszanie