Dziewczyny idą do autobusu i jadą do Tel Awiwu, a my szybko się zbieramy, bo mamy stówkę do puknięcia. Będzie ciężko, mimo że jest bardzo wcześnie. Jedziemy u podnóża góry Karmel. Byłoby tu parę atrakcji, gdyby trochę zboczyć, ale o tej porze wszystko zamknięte. Na szczęście ruch nieduży, większość przejęła równoległa autostrada. Jedziemy właściwie cały dzień. Przystanek robimy tylko przy supermarkecie, a potem w Cezarei Nadmorskiej. Czytaj dalej Tel. Awiw. Koniec podróży
Archiwum kategorii: Izrael
Wzdłuż morza
Znów udało się wstać wcześnie. Pakowanie przebiega wyjątkowo sprawnie, bo, po pierwsze, nie rozstawialiśmy namiotów, po drugie, nie mamy nic na śniadanie, a po trzecie jedziemy tylko we czterech. Dziewczyny mają dość jeżdżenia na rowerach i postanowiły zrobić sobie wakacje. Zamierzają dziś złapać stopa aż do Tel Awiwu i tam zakosztować życia nocnego oraz wyspać się w hostelu. My natomiast zamierzamy cofnąć się kawałek na północ, aż do granicy libańskiej, żeby zobaczyć groty Rosz ha-Nikra, a potem jechać na południe, zwiedzając, co jest po drodze do zobaczenia. Następnego dnia po południu spotkamy się w Tel Awiwie i razem pojedziemy na lotnisko. Pożegnaliśmy się i w drogę. Czytaj dalej Wzdłuż morza
Safed
Dziewczyny się od rana odgrażają, że one przez góry nie będą jechały i że łapią stopa do samego morza. Ale dały się przekonać na wizytę w Safed, świętym mieście kabały. I chyba nie żałowały, bo miasto jest piękne i ciekawe. Tyle że okupiliśmy tę wizytę wiadrami potu i łez. Od naszego wczorajszego noclegu wspinaliśmy się całe przedpołudnie. A gdy zjechaliśmy do granic miasta, myśląc, że to już koniec i że najgorsze za nami, okazało się, że stare dzielnice leżą na szczycie wielkiej góry. I szczęście w nieszczęściu, że już na dole znaleźliśmy sklep i trochę się najedliśmy. A potem w połowie góry jeszcze jeden. Maślanka z solą – to nasz nowy sposób na upał i zmęczenie. Oczywiście niezależnie od starego – wypróbowanego i niezawodnego wina. Czytaj dalej Safed
Jezioro Tyberiadzkie
Wczoraj nie za bardzo nam wyszło, ale dziś spróbujemy się sprężyć. Zaproponowałem, żeby od razu puknąć do Tyberiady, ale opór w kwestii śniadania był zbyt duży i musiałem ulec. Zjedliśmy na ławeczkach z widokiem na Jezioro Tyberiadzkie, naprawdę przyjemnie. Tyle że się nieco przeciągnęło, więc w rezultacie gdy dojechaliśmy do Tyberiady (z jednym krótkim przystankiem w Yardenit, który protestanci uważają za miejsce chrztu Jezusa), było już późno. Stanęliśmy przy źródłach przed miastem. Spodziewaliśmy się wszyscy czegoś podobnego do wczorajszego Ein David, ale niestety okazało się, że to tylko małe sadzawki w parku, z gorącą, siarkową wodą. Fajne, ale nie to, czegośmy oczekiwali. Nastąpił foch Łucji – że ona chciała się wykąpać w jeziorze i że bez sensu było spać w bananach. Zbierało się na niego już od rana i teraz była kulminacja. Na szczęście dość szybko minął – po spacerze po bulwarze nad Genezaretem i zwiedzeniu prawosławnego klasztoru w Tyberiadzie. Czytaj dalej Jezioro Tyberiadzkie
Planujemy ambitnie. Rano jedziemy szybko do Bet Szean, zwiedzamy, co jest do zwiedzenia, pędzimy do źródeł Ein David, szybko się przekąpiemy i dalej jedziemy do zamku Belvoir. Tam spędzimy południowy upał, a pod wieczór zjedziemy nad Jezioro Tyberiadzkie. Rezygnujemy z Nazaretu, w którym, zdaje się, nic nie ma – kościół jest z lat 1950-tych, więc jechać tylko po to, by być w Nazarecie – odpuszczamy.
Śniadanko przed supermarketem Czytaj dalej
Na północ doliną Jordanu
Nie spłynęliśmy. W nocy spadło kilka kropel deszczu i zagrzmiało parę razy, ale nic poza tym. Można było spać w wadi (chociaż wtedy oczywiście flash flood mielibyśmy gwarantowany). Zebraliśmy się sprawnie i żwawo przed świtem, zjedliśmy śniadanie (my z Łucją – jajka, których wszyscy nam zazdrościli – a nie wierzyli, że je dowiozę w całości) i ruszyliśmy w drogę. Mamy znów ambitny plan – dotrzeć tak daleko na północ, jak się tylko da. Może nawet do Bet Szean, chociaż to z 90 km będzie. Zobaczymy. Czytaj dalej Na północ doliną Jordanu